Zadzwoń do nas: 77 455 55 46    E-mail: parafia@ppp.opole.pl

STOWARZYSZENIE MATKI BOSKIEJ PATRONKI DOBREJ ŚMIERCI

Kierowany Duchem Świętym i Ewangelią, Kościół ukazuje nam różne środki do uzyskania zbawienia, do wyproszenia laski dobrej śmierci. Jest to po prostu życie na co dzień wiarą i miłością Boga i bliźniego. Oprócz tego. Kościół zachęca wiernych do wstępowania do grup modlitewnych czy stowarzyszeń religijnych, które mobilizują członków do gorliwości chrześcijańskiej w codziennym życiu. Stowarzyszeniem, które w szczególny sposób uwrażliwia na realizację celu ostatecznego jakim ma być zbawienie, jest Stowarzyszenie Matki Boskiej Patronki Dobrej Śmierci, zwane także Apostolstwem Dobrej Śmierci.

Apostolstwo Dobrej Śmierci zostało zatwierdzone przez papieża Piusa X dnia 22 lipca 1908 r. Centrum Stowarzyszenia znajduje się we Francji w miejscowości Tinchebray. Na mocy dekretu Ks. Kard. Józefa Glempa, Prymasa Polski, została utworzona filia tego Stowarzyszenia w najstarszym sanktuarium maryjnym w Polsce w Górce Klasztornej w woj. pilskim. W diecezji opolskiej Apostolstwo Dobrej Śmierci zostało założone 27 listopada 1996 r. przy parafii Przemienienia Pańskiego w Opolu. Liczy ono już obecnie 759 członków.

W każdy wtorek, o godz. 17.45 odmawiany jest Różaniec do Siedmiu Boleści Matki Bożej a raz w miesiącu odprawiana jest za członków Stowarzyszenia Msza Święta. Do września 2012 roku Różaniec i Msza św. były odprawiane w środy.

W każdy 3. poniedziałek miesiąca, o godz. 17.00 zapraszamy na spotkania formacyjne do domu katechetycznego, które w Roku Jubileuszowym Miłosierdzia, są poświęcone tej wielkiej tajemnicy, jaką jest miłosierdzie Boga.

Wszystkich czcicieli Matki Bożej, pragnących przynieść ulgę w cierpieniu ludziom konającym i prosić o spokój duszy jak i pragnących wyjednać dla siebie łaskę dobrej śmierci zapraszamy na naszą Mszę św. patronalną w każdy 3. wtorek miesiąca.

Apostolstwo Dobrej Śmierci, które powstało w naszej parafii przed dwudziestu laty, jest darem dla każdego z nas.
Modlitwa za ludzi konających, jest światłem w Chrystusie, które prowadzi nas do Boga, ubogaca nas w jedności i uczy jak naśladować miłość Jezusa Chrystusa. Odmawiając różaniec do Matki Bożej Bolesnej, pogłębiamy tajemnicę drogi krzyżowej, upraszając łaski potrzebne dla ludzi nieuleczalnie chorych, cierpiących fizycznie i na duszy o ulgę w cierpieniu.
Za wstawiennictwem Matki Bolesnej stojącej pod Krzyżem Jezusa Chrystusa, upraszamy godzinę dobrej śmieci dla wszystkich ludzi, aby każdy konający człowiek mógł dostrzec światło Chrystusa i ulgę w cierpieniu przez sakramenty św. i wejść do bram nieba. Ważne jest więc to, aby nie zmarnować łaski Bożej jaką jest modlitwa, dlatego też serdecznie zapraszamy wszystkich do zjednoczenia się w jednej modlitwie „Gdzie dwóch albo trzech modli się w imię Moje, tam Jestem wśród nich.”
Słowami poety R.M. Rilke zapraszamy do wspólnej kontemplacji:
„O Panie, własną śmierć każdemu daj, daj umieranie, które z życia płynie, gdzie miał swą miłość, swój ból i swój raj. Bo my jesteśmy tylko liść, łupina. A wielka Śmierć, co w każdym tkwi w głębinie, oto jest owoc, cel i praprzyczyna.”

Opiekunem wspólnoty jest ks. Waldemar Rodziewicz.

ŚWIADECTWO ZELATORKI

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Dziękuję Ci Boże za dar Twojej miłości w sercu każdego kapłana, którego postawiłeś na drodze mojego życia. Szczególnie dziękuję Ci Panie, że prowadzisz mnie drogą przez Ciebie wybraną, i nie opuszczasz mnie kiedy upadam. Dziękuję za Apostolstwo Dobrej Śmierci w mojej parafii. Za Ducha miłości, wiary i nadziei. Za dzień 25 listopada 1998 r. W tym oto dniu został poświęcony Sztandar Apostolstwa Dobrej Śmierci przez Ks. Piotra Żelichowskiego. Boże mój i Panie, przed wstąpieniem w szeregi Apostolstwa Dobrej Śmierci, pozwoliłeś mi zobaczyć Twoje miłosierdzie. Kiedy upraszałam dobrą śmierć dla mojej mamy, a było to 4 listopada 1970 r., zaufałam w zmartwychwstanie i wiedziałam, że u Ciebie będzie jej najlepiej. 7 listopada zabrałeś ją w godzinie miłosierdzia. Byłam wewnątrz wyciszona i szczęśliwa, że nie cierpi. A Ty Boże przez kolejne 8 lat przygotowałaś mi drogę do Górki Klasztornej.

18 sierpnia 1995 r. zostałam skierowana do szpitala; pierwszy kontakt z ludźmi chorymi na raka pluć. Traciłam mowę i siłę symetrycznie na całym ciele. Z trudem poruszałam się. Posiłki przynoszono mi do sali, byłam sama. Pacjenci myśleli, że mam przywileje i nikt nic wchodził do mnie. Lekarze nie byli w sianie rozpoznać choroby. Ku mojemu zdziwieniu w poranek sobotni przyszła siostra zakonna zapisać do Komunii św. Zaczęłam żartować z mojej nieudolności. A ona nazwała chorobę po imieniu, że spotkała się już z takim przypadkiem w rodzinie, że wózek inwalidzki nieunikniony. Zostawiła mi obrazki różańcowe. W poniedziałek usłyszałam rozmowę lekarki i powiedziała to samo co siostra. Obserwowałam bezradność lekarzy. Każdego dnia było coraz gorzej.

Pewnego dnia pacjentka poprosiła mnie do telefonu. Korytarz nie miał końca, wszyscy patrzyli jak ja się czołgam po rozmowie w drodze powrotnej do sali. Weszłam do pokoju osoby chorej, a po rozmowie z nią zostawiłam modlitwę (Sen Matki Bożej w języku rosyjskim) dodając, że nasza nadzieja w Bogu. Ona się uśmiechnęła. Po chwili weszła osoba z kroplówką w ręku i przepraszała mnie, że źle mnie oceniła. Po chwili pokój się zapełnił. Rozmawialiśmy o miłości Boga do nas. Moja wędrówka trwała do końca lutego 1996 r. Po raz drugi z piękną śmiercią spotkałam się 14 września 1995 r. Trzymając obrazki różańcowe w ręku prosiłam Matkę Bożą, aby nauczyła mnie modlić się na różańcu. Prosiłam całym sercem i całą duszą. Od tego dnia modliłam się każdą noc do rana. Nie czułam zmęczenia fizycznego, nie chciało mi się spać. Kierowałam modlitwy za ludzi, którzy są na mojej sali, za każdego z osobna. Matka Boża kierowała mną w piękny sposób, za kogo i jak mam się modlić. W tychże modlitwach dojrzewałam, każdego dnia pogłębiałam intencje, doszłam do tego, że zaczęłam się modlić za personel, aby lepiej, i z miłością podchodził do ludzi chorych. Zanim jednak dojrzałam, byłam obserwatorem mojej psychiki i wnętrza.

Kiedy ludzie umierali w mękach i było to męczące, prowadziłam w ich intencji rozmowę z Bogiem. Pewnego dnia mając przy sobie wodę święconą podeszłam do konającej osoby, zrobiłam znak krzyża, jednocześnie obmywając jej klatkę piersiową, prosząc Matkę Bożą o wyciszenie wewnętrzne i oddalenie jej bólu, żeby nie cierpiała. Kobieta zmarła we śnie.

Mijały miesiące, a ja wciąż uczyłam się i byłam bardzo szczęśliwa w szpitalu, pomimo mojej nieudolności fizycznej. Kiedy ludzie umierali i modlitwy moje zostały wysłuchane, byłam szczęśliwa i nie mogłam zrozumieć smutku tych, którzy byli świadkami cichej i pięknej śmierci. Kiedy umiera człowiek przytomny i wypowiada imię Boże, to nic już piękniejszego nie można oczekiwać. Nie mogłam się pogodzić tak po ludzku, że osoba starsza umiera w szpitalu, byłam bardzo zła na rodzinę, która dwa razy dziennie odwiedzała starszą panią. Była nieprzytomna. Zapalenie obustronne płuc i słabe serce. Miała 92 lata, była z Opola. Modliłam się o jej wyzdrowienie i żeby ją zabrali do domu. Kiedy wróciła do zdrowia, lekarz prowadzący po wizycie wszedł do pokoju i powiedział: „Co pani zrobiła, że jest pani zdrowa”. Ona roześmiała się i powiedziała, że ma znajomości u Pana Boga. Zapytałam rodzinę, dlaczego nie biorą jej do domu. Odpowiedź była bolesna. Cieszyłam się jednak, że jest zdrowa. Śpiewałam jej: „Matko Najświętsza”, a ona prosiła o Anioł Pański każdego dnia i o wodę święconą. Kiedy traciła świadomość kolejny raz, prosiłam Pana naszego za wstawiennictwem Maryi, aby jej przebaczono, i żeby w Duchu miłości ona przebaczyła. Na ostatnim paciorku różańca Maria zmarła cichutko we śnie. Wszyscy, którzy byli świadkami pięknej śmierci, na drugi dzień prosili o namaszczenie chorych, ku radości naszych parafialnych kapłanów. W sali byłam najmłodsza.

Po moim wyjściu ze szpitala, prosiłam Boga, abym nie zmarnowała daru miłości Bożej, który otrzymałam w szpitalu. Do naszej parafii przyjechał ks. Antoni Żebrowski zawiązując Apostolstwo Dobrej Śmierci, a ja zostałam wówczas zelatorką.

Spotkanie z Bogiem pozostaje do końca życia

Kiedy otwierasz się na Boga w ludzkim sercu, tym samym okazujesz szacunek człowiekowi; i w tym samym jest miłość do Boga. Nie można kochać Boga bez miłości człowieka. Należy czynić dobro sercem i bezinteresownie. Niedoścignioną miłością jest jedność w Trójcy św. Nasza modlitwa powinna płynąć z głębi serca. Kontemplować i rozmawiać duszą, być w jedności z Bogiem, pragnąć miłości Bożej, przebywać z nim i w nim, to największe pragnienie mego serca. Aby to odnaleźć trzeba nauczyć się kochać ludzi (człowieka), trzeba żyć i uszczęśliwiać innych, nie szukać własnej satysfakcji, uznania, oklasków, cieszyć się szczęściem drugiego człowieka "Jak wielka jest twoja miłość Boże".

Nie należy się lękać tego, co Bóg dopuszcza do naszego serca, należy poznać siebie i tym samym zobaczyć swoją miłość do Boga, przezwyciężyć swoją słabość do tego świata, i kochać na wzór Jezusa do zatracenia siebie. Prosząc Boga o łaskę wiary, miłości i mądrości możemy dojść do prawdziwego szczęścia na ziemi „Spieszmy się kochać ludzi”.

Doceń miłość Boga w swoim sercu i nie skąp jej bliźnim. Bądź otwarty na ludzi, szczery aż do bólu i żyj w prawdzie „a będziesz pił ze źródła życia". Największym darem Ducha św. jest miłość Boża dana ludziom, którą tak często wykorzystujemy w sposób niegodny i tym samym niszczymy piękno Bożej miłości, gdyż życie w prawdzie jest dla wielu niewygodne.

Im większa jest nasza miłość do Boga, tym większa jest nasza wiara. Należy pielęgnować miłość serca, którą daje światło Chrystusa. Kiedy człowiek staje się narzędziem Bożej miłości, dąży do bogactwa duchowego drugiego człowieka, zaczyna wymagać więcej. Należy jednak pamiętać aby zawsze przemodlić każdą decyzję.

Bóg jest miłością w każdym ludzkim sercu, chciej to zobaczyć. Bez pomocy Ducha Bożego i bez pomocy kapłana, człowiek zatraca się. Jeśli dążymy do chwały Bożej, to Bóg sam otwiera nasze serca i wiemy co mówić i dokąd iść.
„Jezu bądź moim światłem i moją droga”

Łączmy się w modlitwie

Obserwując ludzi w ciężkich chorobach, stojących przed obliczem śmierci, zauważyłam, że najczęściej lękają się oni samotności i nie są do końca świadomi przewinień własnych wobec drugiego człowieka. Ludziom takim trudno jest pokonać dumę i skruszyć serce w obliczu Boga, dlatego też potrzebna jest modlitwa, tak jak powiedział Pan Jezus „ Módlcie się za siebie nawzajem”. Modlitwa najbliższych osób jest bardzo ważna, ponieważ przynosi ukojenie w bólu. Aby rozpocząć modlitwę wstawienniczą za osoby cierpiące , należy najpierw poznać ich ból i wczuć się w ich sytuację. Kiedy człowiek konający ma wsparcie modlitewne, łatwiej godzi się z odejściem do Pana „Szczęśliwy człowiek , który żyje w Bogu”.
Człowiek zagubiony w chorobie, w bólu fizycznym, przebywający w szpitalu, potrzebuje modlitwy wstawienniczej. W sali szpitalnej, pacjent może nauczyć się wrażliwości na ból drugiego człowieka. Przebywając w szpitalu, widząc ludzkie cierpienie odkryłam bogactwo modlitwy wstawienniczej, która dała mi łaskę przetrwania kryzysu w chorobie. W swoim cierpieniu nie zamykałam się tylko na siebie, byłam otwarta na ludzi cierpiących wokół mnie. Modliłam się, aby puste łóżko znajdujące się obok mojego, zajęła osoba najbardziej potrzebująca miłosierdzia Bożego. Moja modlitwa została wysłuchana, tej samej nocy przywieziono na salę starszą kobietę w bardzo ciężkim stanie, która bez jakiejkolwiek pomocy leżała przez dwa tygodnie w swoim mieszkaniu. Kobieta żyła jeszcze przez tydzień. Przez ten czas wiele się o niej dowiedziałam. Gdy nadchodziła godzina jej odejścia, modliłyśmy się wspólnie na różańcu do ostatniego paciorka. Odeszła do Pana w cichości. Trzymałam jej rękę do końca. Był to najpiękniejszy moment w moim życiu, gdyż po raz pierwszy towarzyszyłam człowiekowi w przejściu do życia wiecznego. Po jej odejściu, prosiłam, aby wstawiła się u Boga o łaskę dobrej śmierci dla mnie.
Myślę, że wielką łaską jest modlitwa za ludzi żyjących obok nas. Troszcząc się o innych, otrzymujemy łaski od Boga.

Łaska i pokój pochodzi od Pana

W szpitalu , pewnego poranka usłyszałam potworny krzyk, który powtarzał się każdego następnego dnia. Krzyk ten stawał się nie tylko męczący ale i bolesny. Pomyślałam wtedy: Boże zrób coś. Na drugi dzień przywieźli na salę w której leżałam krzyczącą kobietę, strach sparaliżował wszystkich. W południe jak każdego dnia założyłam wtyczki do uszów i zaczęłam się modlić. W sali wszyscy szanowali tę chwilę i byli wyciszeni. Tym razem było inaczej , jedna z pań podeszła do mnie i wyjęła mi wtyczkę z ucha, poprosiła abym usiadła do modlitwy, ponieważ nowa pacjentka wpatrując się we mnie leżącą i rozmodloną, omal nie wypadła z łóżka. Po modlitwie podeszłam do niej prosząc ją , czy pozwoli mi mówić sobie po imieniu, skinęła głowa. Miała na imię Rozalia. Uczesałam ją z trudem, ponieważ byłam niesprawna fizycznie. Wyjęłam jej przedwojenną książeczkę i zaczęłam czytać modlitwy z obrazków świętych. Łzy jak groch spływały jej po policzkach. Udawałam, że nie widzę. Po modlitwie podałam jej leki i posiłek poranny. Potem żartowałam, aby rozweselić atmosferę , prosząc ją jednocześnie aby pozwoliła pielęgniarkom pielęgnować ją, bo ja mimo młodego wieku nie mogłam tego czynić . Rozalia utraciła mowę w chorobie i wielkim krzykiem chciała aby ktoś zwrócił na nią uwagę, potrzebowała modlitwy i kontaktu z drugim człowiekiem. W momencie kiedy poprosiłam ją czy przyjmie namaszczenie chorych z uśmiechem na ustach skinęła głową . Ksiądz udzielił jej sakramentu w tym samym dniu, modląc się o potrzebne dla niej łaski. Poprzez sakrament namaszczenia chorych, wyciszyła się i poddała się leczeniu.
Po przez naszą modlitwę za siebie nawzajem możemy uratować ludzi , którzy nie potrafią wołać o pomoc. Proszę Cię Jezu Chryste umocnij i pogłębiaj moją miłość do każdego człowieka , którego stawiasz na drodze mojego życia, abym umiała wytrwale modlitwą umacniać wiarę.
Maria Gos